W XX wieku można zauważyć proces kurczenia się
bielizny damskiej.
Była to niejako konsekwencja XIX wiecznego procesu okazywania tejże na
widok publiczny (przypomnijmy sobie kankana z paryskiego Moulin Rouge).
Powstały na ten temat satyryczne obrazki, dokumentujące wygląd kobiecych
majtek. Od pełnowymiarowych reform, przez
figi biodrówki, po sznurówkowe
stringi.
Pytam
się po co ta miniaturyzacja? Podobno współczesna bielizna bardziej
pobudza zmysły, jest bardziej kobieca. Czy na pewno? Moim skromnym
zdaniem jest właśnie na odwrót.
Źródło: tocidopiero.pl
Teza nr 1. Mini
bielizna
bardziej pobudza zmysły. Kiedy wszystko mamy "na wierzchu", pobudzany
jest jedynie wzrok. Wystarczy spojrzeć i dokładnie wiadomo z czym mamy
do czynienia. W przypadku pełnowymiarowej bielizny z początku XX wieku,
dochodzą jeszcze inne zmysły. Na przykład słuch, który wychwytuje
szelest ocierających się ud, ubranych w reformy. Czy to zdanie nie
pobudza wyobraźni? Wyobraźni, która jest chyba największym ze zmysłów,
ponieważ jest w stanie zatrudnić wszystkie organoleptyczne zmysły. Poza
tym sam proces zdejmowania takiej bielizny to niezły element gry
wstępnej... Dobra koniec tematu :D
Teza nr 2. Mini bielizna jest
bardziej kobieca. Dla mnie zawsze kobieta była zagadką. W przypadku
kiedy wystarczy spojrzeć żeby zobaczyć "wszystko", cała aura
tajemniczości znika. Od razu widać co do czego i w jaki sposób działa.
Czysta, newtonowska mechanika. Fuj!
Niestety w
naszym sklepie nie znajdziecie reform, ale są
gorsety. Moje drogie panie i panowie szturmujcie e-mailami producentów
bielizny damskiej, aby wprowadzili staromodne modele. Razem odzyskamy dawną kobiecość!